środa, 4 czerwca 2014

Zielono mi....

i radośnie :-) Tego ognika spisałam już na straty. Patrząc na niego wczesną wiosną byłam niemal pewna, ze nie przetrwał trudnych warunków, które - póki co - istnieją na działce. Tej, która za kilka lat będzie moim wymarzonym ogrodem :-) Bo będzie! :-)
A teraz? Teraz oszałamia zielenią jędrnych listków i bielą dziesiątek, może setek drobniutkich kwiatków! Jest absolutnie cudny! Sprawił mi ogromna niespodziankę :-)

Ognik soleil d'or

wtorek, 18 września 2012

...


Dni są jeszcze przyjemnie ciepłe, ale poranny i wieczorny chłód i czerwieniejące liście przypominają już o jesieni.... A jesień? Jesień (no i jeszcze późne lato) kojarzy mi się z przetworami. Gdy byłam małą dziewczynką, pamiętam sobotnie wyprawy z rodzicami na pobliski targ i powroty z całymi wiadrami truskawek, śliwek i innych owoców. A potem pakowanie ich w słoiki i porozstawiane wszędzie maszynki elektryczne, na których w metalowych miednicach pasteryzowałyśmy te nasze kompoty i soki :-)
Teraz, gdy sama jestem już mamą, zauważam, że z roku na rok coraz większą przyjemność sprawia mi szykowanie zapasów na zimę. To wybieranie owoców i warzyw, szukanie nowych przepisów, a potem przetwarzanie, by wreszcie odkryć po jakimś czasie nowe smaki zamknięte w słoiczkach. Dojrzewam? Dorastam? Nie wiem. Ale wiem, ze sprawia mi to ogromną przyjemność!


...

Rano budzi mnie słońce. I choć na termometrze jedyne 10° to powrót z przedszkola na rowerze z twarzą wystawioną do słońca jest cudowny. Wieszam pranie, otwieram balkon i rześkość rozgaszcza się w mieszkaniu razem ze śpiewem ptaków. Marzy mi się, by za dwa - trzy lata móc tak otworzyć drzwi od tarasu i delektować się zielenią i spokojem jesiennego poranka na naszej działce. I choć to mało prawdopodobne, bo domowy budżet nadwyrężony mocno moim wieloletnim wychowawczym, to marzyć zawsze można. Marzenia są motorem działania :-)
Jutro mam drugi etap rekrutacji w firmie moich marzeń. A nuż się uda?

środa, 5 września 2012

Przedszkole

W poniedziałek moje już DWA przedszkolaki rozpoczęły edukację przedszkolną: Ela jako starszak, Paweł jako maluszek. Oboje byli przez nas przygotowywani na ten dzień, bylismy oglądać sale, Pawełek poznał panie (które przeciez i tak juz wczesniej widywał codziennie, gdy odbieraliśmy razem Elę).
7,15, poniedziałek, delikatne słońce, cudowna rześkość powietrza. Maluchy wstały bez problemu, ubrały się i zjadły, a potem spacerkiem do przedszkola :-) W połowie drogi czekał na nas dziadek, z którym poszliśmy dalej, po drodze machając tez babci patrzącej z balkonu swojego mieszkania :-) W przedszkolu pożegnanie było bez problemów, a matce spadł ogromny kamień z serca :-)))) Ja, jako płaczek niemal zawodowy wzruszający się z byle powodu, zaplanowałam sobie pięć milionów zajęć, by nie przeryczeć koncertowo całego dnia, jak to miało miejsce, gdy Ela startowała w maluszkach. Udało się :-) A po południu odebrałam szczęśliwe dzieci z przedszkola. Dzieci, które zapowiedziały, ż ejuz teraz chcą wracać z powrotem do grupy, nie jutro.
We wtorek Ela poszła bezproblemowo do swojej grupy, za to Paweł, Paweł no cóż, do przedszkola szedł chcętnie, ale jak już otworzyliśmy drzwi grupy, to stanął z tą swoją miną-bidą i "Z mamucią ciaułem iśśśśść"..... Z relacji pań płakał kolo obiadu, ale udało się go szybko uspokoić, a ja jak przyszłam zastałam radosne dziecko.
A dzisiaj? Dzisiaj już różowo nie było. Bo dzieci wstały chętnie, tak samo się ubrały i zjadła i wyszły z domu. Ale w połowie drogi najpierw paweł się rozpłakał, że "ciaułem s mamuciom mojom, nie do psiedkola...." i płakał tak pół drogi, a gdy się uspokoił jego emocje udzieliły się Eli :-( W efekcie Pawła wstawiałam do grupy ryczącego, a Elę z miną skazańca.
Nie wiem, tylko, czy to dzisiaj to był ten najcięższy kryzys i teraz może być juz tylko lepiej, czy czeka nas jeszcze kilka równie ciężkich dni?

niedziela, 26 sierpnia 2012

Zieleń to życie :-)

Pierwsze w życiu targi ogrodnicze "Zieleń to życie"
Pierwszy żywotnik, który rozświetli rabatę na wprost tarasu

Pierwsza borówka amerykańska, która da cień i słodkie owoce w pobliżu piaskownicy

Jestem tak podekscytowana, jakbym już teraz siedziała na tym tarasie i patrzyła na maluchy bawiące się w piaskownicy :-))))))




poniedziałek, 20 sierpnia 2012

...

Niedzielę, cudowna gorącą niedzielę spędziliśmy w Powsinie. Dzieciaki miały miejsce do wyganiania się (choć niektóre wolały robić za miss usmiechu i chodzić z miną naburmuszoną jęcząc, że ten plac zabaw za małyyyyyy, że za ciepłoooo, za dłuuugo przy tych różach i ileee jeszcze będziemy chodzić :-) ) No. Poza jęczeniem fajnie było :-) Napstrykałam pięć milionów zdjęć róż, bo w głowie je już kupuję. Nie sadzę jeszcze (w głowie oczywiście), bo nie wiem, gdzie. - poza pergolą z kiwi i kącikiem na porzeczki, maliny i agrest oraz krzaczkami kolorowymi na wprost domu (tego, którego jeszcze nie ma, na działce, która wciąz jeszcze nie jest nasza ;-)) - umiejscowić cokolwiek. Nie mogę zobaczyć tego ogrodu i męczy mnie to.
Ale gazetki, tak gazetki ogrodnicze pochłaniam :-) I ogrodzenie w głowie już buduję, proste - kilka słupków murowanych i otynkowanych, jasno pomalowanych (śmietankowa biel?) i czarne równe kute przęsła zakończone szczałką (jakby powiedziała moja matematyczka) albo lilijką (nie wiem, jak to cuś się nazywa fachowo, grunt, że wygląda prosto). Tak na szybko wrzuciłam w neta takie przęsła i przeliczyłam - lekką ręką za dwie strony ogrodzenia 14 tys przy wysokości 1,2, a ja bym chciała 2,0.... Nic tylko kraść. Albo puścić się :)

sobota, 18 sierpnia 2012

Sobota

Wreszcie wyszło słońce i zrobiło się przyjemnie ciepło. Rano zakupy, szybkie przebranie śliwek na dżemy, obiad a potem impreza plenerowa, na którą umówiłyśmy się z Agą P. Maluchy zachwycone! Nie wiem, czym bardziej - czy malowaniem w plenerze, malowaniem buziek, wozem strażackim czy dmuchańcami. Niezmordowani byli :-)