poniedziałek, 20 sierpnia 2012

...

Niedzielę, cudowna gorącą niedzielę spędziliśmy w Powsinie. Dzieciaki miały miejsce do wyganiania się (choć niektóre wolały robić za miss usmiechu i chodzić z miną naburmuszoną jęcząc, że ten plac zabaw za małyyyyyy, że za ciepłoooo, za dłuuugo przy tych różach i ileee jeszcze będziemy chodzić :-) ) No. Poza jęczeniem fajnie było :-) Napstrykałam pięć milionów zdjęć róż, bo w głowie je już kupuję. Nie sadzę jeszcze (w głowie oczywiście), bo nie wiem, gdzie. - poza pergolą z kiwi i kącikiem na porzeczki, maliny i agrest oraz krzaczkami kolorowymi na wprost domu (tego, którego jeszcze nie ma, na działce, która wciąz jeszcze nie jest nasza ;-)) - umiejscowić cokolwiek. Nie mogę zobaczyć tego ogrodu i męczy mnie to.
Ale gazetki, tak gazetki ogrodnicze pochłaniam :-) I ogrodzenie w głowie już buduję, proste - kilka słupków murowanych i otynkowanych, jasno pomalowanych (śmietankowa biel?) i czarne równe kute przęsła zakończone szczałką (jakby powiedziała moja matematyczka) albo lilijką (nie wiem, jak to cuś się nazywa fachowo, grunt, że wygląda prosto). Tak na szybko wrzuciłam w neta takie przęsła i przeliczyłam - lekką ręką za dwie strony ogrodzenia 14 tys przy wysokości 1,2, a ja bym chciała 2,0.... Nic tylko kraść. Albo puścić się :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz